W zasadzie to racja że byłem chyba największym pechowcem wśród tych co pojechali. Sama usterka silnika mnie tak nie dobiła jak sam powrót i to że w zasadzie nie udało mi się poganiać... a po to w zasadzie człowiek pojechał śmigając na 1,5 dnia.
Co by nie było jest do ogarnięcia i to na lepsze, mocniejsze i bezpieczniejsze tylko trzeba czasu. Do przyszłego roku może ogarnę

bo na razie mi się nie chce.
W męskim sporcie, męskie auto dało mi męskiego kopa w d*upę
