Wymiana przewodów a wzrost spalania
: 2017-10-12, 06:49
Witam,
jako, że jestem dość zielony w tematyce samochodowej (a w ostatnich dniach czuję się jeszcze bardziej zdezorientowany) - zwracam się z problemem do Was, bo już kilkakrotnie znaleźliście przyczynę szybciej niż którykolwiek mechanik.
Otóż sprawa wygląda następująco. Kilka dni temu wymieniałem przewody hamulcowe. I wszystko pięknie, odbieram samochód i... coś "chroboce", a spalanie oscyluje w ok. 12L.
Muszę zaznaczyć, że jeżdżę jak stereotypowy emeryt: spokojnie, bez gazowania, bardzo rzadko hamuję (staram się dobrać prędkość tak, by ograniczyć drastyczne deptanie hamulca). Można by powiedzieć - ekonomicznie.
Normalne spalanie - od wielu, wielu lat - oscylowało mi w granicach 4,5L - 6L (górna granica gdy "przycisnąłem" gdzieś na trasie). Naturalnie ruszanie/cofanie więcej, ale niewiele.
Wracając do tematu. Chroboce, 12L na liczniku... No to nawrotka, mówię jak jest, samochód trafia znów na warsztat.
Okazało się, że odgięła się jakaś 'blacha/osłona' przy hamulcu. Sprawa załatwiona, wracam, nic nie chroboce - bajka.
Wciąż jednak nie daje mi spokoju spalanie. Na odcinkach, które zawsze robiłem przy spalaniu np. 5L, teraz - przy identycznej prędkości/obrotach - wyskakuje mi np. 7,5 - 8L.
Niby dużo lepiej... ale ewidentnie wciąż nie to. Gdzie może leżeć przyczyna? Powiem szczerze - aż głupio wracać mi do warsztatu. Mechanik to równy facet, fajny gość, ale może niedługo dostać drgawek na mój widok i mojego auta
Help!
jako, że jestem dość zielony w tematyce samochodowej (a w ostatnich dniach czuję się jeszcze bardziej zdezorientowany) - zwracam się z problemem do Was, bo już kilkakrotnie znaleźliście przyczynę szybciej niż którykolwiek mechanik.
Otóż sprawa wygląda następująco. Kilka dni temu wymieniałem przewody hamulcowe. I wszystko pięknie, odbieram samochód i... coś "chroboce", a spalanie oscyluje w ok. 12L.
Muszę zaznaczyć, że jeżdżę jak stereotypowy emeryt: spokojnie, bez gazowania, bardzo rzadko hamuję (staram się dobrać prędkość tak, by ograniczyć drastyczne deptanie hamulca). Można by powiedzieć - ekonomicznie.
Normalne spalanie - od wielu, wielu lat - oscylowało mi w granicach 4,5L - 6L (górna granica gdy "przycisnąłem" gdzieś na trasie). Naturalnie ruszanie/cofanie więcej, ale niewiele.
Wracając do tematu. Chroboce, 12L na liczniku... No to nawrotka, mówię jak jest, samochód trafia znów na warsztat.
Okazało się, że odgięła się jakaś 'blacha/osłona' przy hamulcu. Sprawa załatwiona, wracam, nic nie chroboce - bajka.
Wciąż jednak nie daje mi spokoju spalanie. Na odcinkach, które zawsze robiłem przy spalaniu np. 5L, teraz - przy identycznej prędkości/obrotach - wyskakuje mi np. 7,5 - 8L.
Niby dużo lepiej... ale ewidentnie wciąż nie to. Gdzie może leżeć przyczyna? Powiem szczerze - aż głupio wracać mi do warsztatu. Mechanik to równy facet, fajny gość, ale może niedługo dostać drgawek na mój widok i mojego auta
Help!